Dziś parę słów o jednej z tych ważniejszych życiowych
decyzji – zakupie pierwszego mieszkania. Ja jestem właśnie świeżo po (więcej w temacie
tutaj), więc już
mniej więcej wiem z czym to się je. Nasze mieszkanie pochodzi z rynku
pierwotnego i to właśnie o zaletach i mankamentach głównie tej opcji chciałabym wam
opowiedzieć.
PLUSY
+ wiesz od kogo
kupujesz.
Możesz sprawdzić swojego dewelopera i podwykonawców,
podejrzeć inne jego inwestycje, poczytać sprawozdania finansowe
(uwierzcie mi, że mój mąż to robił, choć to może jego zboczenie zawodowe…),
pogadać z ludźmi, którzy już kupili od niego mieszkanie itp.
Generalnie możesz go przejrzeć na wylot, jeśli się postarasz. A deweloper,
ponieważ bardzo chce sprzedać ci mieszkanie, udostępni co tylko będzie mógł.
Na rynku wtórnym nie masz tej możliwości. Nie wiesz czy
właściciel o mieszkanie dbał czy tylko na szybko odmalował przed sprzedażą,
żeby nie było czuć dymu papierosów czy trupa, który przeleżał w mieszkaniu
tydzień (może trochę to makabryczne, ale naprawdę się zdarza…). Oczywiście
możesz wypytać sąsiadów, ale kto ci powie..?
+ wiesz co kupujesz.
Jeśli kupujesz mieszkanie w trakcie budowy, śledzisz każdy
etap inwestycji. A kiedy jest to twoje pierwsze mieszkanie, przyjeżdżasz raz na
tydzień obejrzeć postępy prac, popatrzeć i pomarzyć jak to będzie pięknie kiedy
już odbierzesz klucze… Masz świadomość w jakich technologiach robione są
wszelkie instalacje i wiesz gdzie i od czego idą kable (a to ważne przy każdym
wierceniu w ścianach w przyszłości…).
W mieszkaniu z rynku wtórnego w zasadzie musisz zaufać
poprzedniemu właścicielowi i ewentualnie papierom, które ci przekaże. Nie masz
pewności co do niczego, chyba że zgłosisz się do administracji, która odpowie
na twoje zapytanie po trzech tygodniach i to tylko wówczas kiedy już będziesz właścicielem…
+ wszystko jest nowe.
Nie musisz martwić się, że instalacje w mieszkaniu mają już
swoje lata, a od starych okien wieje i w zasadzie nadają się już do wymiany –
wszystko jest zwyczajnie nowe, choć oczywiście zdarzają się i kuchy, zależy na
jakiego generalnego wykonawcę inwestycji się trafi…
+ wykańczanie mieszkania
jest łatwiejsze niż remont.
Nie trzeba skuwać płytek w łazience i zrywać starych tapet w
sypialni. Nie obawiasz się co zastaniesz pod podłogą, bo dostajesz „gołe”
mieszkanie, surowy beton, tabula rasa. Masz więc zwyczajnie mniej pracy, nie
robisz najpierw demakijażu tylko od razu makijaż! Druga sprawa jest taka, że w
nowym bloku każdy rozumie, że od rana do wieczora hałasujesz wiertarką i
młotkiem, wszyscy tak robią. Kiedy dwa lata temu pomagaliśmy w przeprowadzce
do bloku z lat 60-tych mojemu wujostwu, jakaś starsza pani (potem się okazało,
że mieszka tam już z 50 lat…) wyzywała nas za brud na klatce i przestrzegała,
że wnosząc meble mamy nie porysować ścian (udało się nie porysować, uff…). Cóż,
słaby początek z sąsiadami…
+ wszyscy mieszkańcy
są nowi, zwykle młodzi.
No właśnie, sąsiedzi. W nowym bloku na początku wszyscy są
nowi i najczęściej chętni do zawierania sąsiedzkich znajomości, rozmawiają w
windzie o wykańczaniu mieszkań, mówią sobie "dzień dobry", a nawet pożyczają wiertarki. Ostatnio
znaleźliśmy na tablicy ogłoszeń w naszej klatce zaproszenie na imprezę od
nowego sąsiada z parteru. Zaprosił całą klatkę! Szkoda, że byłam wówczas w ostatnich dniach ciąży, bo
chętnie byśmy wpadli się przywitać! Co ważne dla mnie, mieszkańcy naszego bloku
to zwykle młodzi ludzie, rzadko kiedy powyżej 40. Sądzę, że ten fakt wynika z
czysto ekonomicznych pobudek – młodzi ludzie na dorobku kupują nieduże
mieszkania w bloku, tych starszych stać już na coś większego, często wybierają
też dom za miastem. I nie ukrywajmy – Mieszkanie dla Młodych zrobiło swoje. Ja tymczasem nie muszę się martwić, że moje niemowlę zakłóci spokój i rutynę dnia codziennego jakiegoś starszego małżeństwa.
+ Mieszkanie dla
Młodych.
Wiem, że na rynku wtórnym ten program też jest już dostępny.
Do niedawna jednak to właśnie dopłata do mieszkania sprawiała, że młodzi
(maksymalnie do 35 roku życia) częściej wybierali mieszkania na rynku
pierwotnym. A zaoszczędzić można sporo, szczególnie jeśli ma się dzieci.
+ niższy czynsz.
Ogromny plus! To samo wujostwo, o którym pisałam powyżej
płaci niemal 600 zł czynszu (a mają tylko kilka metrów więcej niż my), my zaś
zapłacimy ok. 300 zł. Wspomnę jeszcze, że mieszkają w tej samej dzielnicy. Prawda,
że jest różnica? Wynika ona z dużo wyższej składki na fundusz remontowy w
starych budynkach, aniżeli w nowych. Wspólnota musi zbierać na malowanie klatek,
wymianę instalacji itp. W nowym budynku z początku nie trzeba nic robić, bo jak
już wspomniałam – wszystko jest nowiutkie i świeżutkie. Dlatego składki na
fundusz remontowy są raczej symboliczne.
+ młodszy budynek =
wyższa wartość rynkowa w przyszłości.
Jeśli za kilka lat zdecydujemy się sprzedać nasze
mieszkanie, z pewnością jego cena rynkowa będzie nieco wyższa niż cena
mieszkania z lat 90-tych o podobnych parametrach i w podobnej lokalizacji. Tak
już zwyczajnie jest, budynki też się amortyzują.
+ miejsce postojowe w
hali garażowej.
To jednocześnie plus i minus, o minusie poniżej. Plus dla zmotoryzowanych –
zawsze mają gdzie zaparkować i nie muszą zimą wstawać wcześniej, żeby skrobać
szyby! Jakiś czas temu wynajmowaliśmy z mężem mieszkanie na dużym osiedlu z lat
80-tych. Niestety w tamtych czasach nikt nie myślał, że w przyszłości niemal w
każdym domu będzie kierowca z samochodem, a w wielu nawet więcej niż jeden.
Osiedla pękają więc w szwach od samochodów, a zdesperowani kierowcy zaczynają
rozjeżdżać tereny zielone przy blokach. Wiele razy zdarzało nam się wracać
skądś i szukać miejsca postojowego dłużej aniżeli być w drodze…
Nie jest jednak tak różowo jak mogłoby się zdawać. Zakup
mieszkania na rynku pierwotnym wiąże się z paroma minusami, które albo
przełkniemy albo… kupimy używane mieszkanie.
MINUSY
- wyższe ceny.
Nie ulega wątpliwości, że nowe mieszkania są sporo droższe
od używanych. Według Emmerson Evaluation Sp. z o.o. w 2015 r. w Poznaniu
mediana cen za m
2 mieszkania na rynku pierwotnym wynosiła 5872 zł, a
na rynku wtórnym 4954 zł. To aż 918 zł mniej za 1 m
2! W Gdańsku ta
różnica wyniosła ponad 1200 zł, a w Gdyni ponad 1600 zł. Tak czy inaczej cena
zdecydowanie przemawia za rynkiem wtórnym. Cały raport możecie poczytać
tutaj.
- obowiązek
wykupienia miejsca postojowego.
Żeby jeszcze nie były takie drogie! Ale naprawdę, za te
25-30 tysięcy, które trzeba dodatkowo wyłożyć na (skądinąd przydatne)
miejsce postojowe praktycznie starczyłyby na wykończenie mieszkania… A co mają
powiedzieć osoby, które samochodu nie mają i nie planują mieć?
Odsprzedaż miejsca jest niedozwolona, ponieważ miejsce jest powiązane z
mieszkaniem… Gdyby to był garaż, to co innego – można go potraktować jako
skrytkę na narzędzia, rowery i konfitury od babci, ale tak?! Ostatecznie więc
miejsce postojowe cieszy i smuci jednocześnie. W moim przypadku cóż… cieszę
się, że jest i staram się nie myśleć o tym ile nas kosztowało…
- długi czas
oczekiwania na zakończenie budowy.
O tak, z tym można oszaleć! Zwłaszcza jeśli mieszkanie
kupowało się jak tylko ruszyła sprzedaż, a fundamentów jeszcze nie było (swoją drogą warto jak najszybciej kupić mieszkanie, bo później nie załapiesz się na te najfajniejsze, z najlepszym widokiem, a o komórce lokatorskiej często możesz już zapomnieć). Jeździsz tam więc i wzdychasz, marzysz i planujesz. W międzyczasie zaś dziwnym
trafem połowa twoich znajomych kupuje mieszkanie na rynku wtórnym, robi mały
remont w miesiąc i już mieszka! Chodzisz do nich na parapetówki, zazdrościsz i
dalej czekasz…
- wykończyć musisz
wszystko, remontować można stopniowo.
Niby fajnie, bo nie odkładasz remontu łazienki „na święty
nigdy”, musisz od A do Z wykończyć wszystko, na koniec zostawiając ewentualnie
kupno nowych mebli. Ale mili Państwo, tu ponownie pojawia się kwestia
ekonomiczna – to kosztuje. No i nie możesz wprowadzić się od zaraz, a wiele
osób które wynajmują mieszkania nie stać jednocześnie na wynajem i spłatę
kredytu za mieszkanie, w którym jeszcze nie może zamieszkać… Tymczasem w
mieszkaniu z rynku wtórnego można stopniowo remontować kolejne pomieszczenia w
miarę posiadanego czasu i możliwości finansowych. Moim zdaniem to zdecydowanie lepiej niż
kupować i robić wszystko jednocześnie (nawet jeśli trzeba skuwać te stare płytki i zrywać tapety...).
- Mieszkanie dla
Młodych jako uwiązanie się do miejsca na 5 lat.
No więc właśnie. Ok, super, że jest to dofinansowanie, ale
nie wiem gdzie będę za 5 lat. Może mój mąż dostanie pracę na drugim końcu
Polski, albo będziemy mieli trójkę dzieci i będzie nam za ciasno? Tymczasem w
ramach programu nie mogę mieszkania sprzedać, wynająć ani nawet użyczyć przez
całe 5 lat. Ba, nie mogę nawet kupić drugiego mieszkania! No ale cóż, coś za coś...
- braki w
infrastrukturze społecznej i usługowej.
A tak. Bo nowe bloki powstają często w lokalizacjach, które
nie są przystosowane na pojawienie się nagle 500 nowych mieszkańców. Brakuje
więc sklepów, placów zabaw, przedszkoli, szkół, przychodni… A jeśli są, to robi
się w nich za ciasno. Potrzeba czasu, żeby pojawiły się kolejne punkty. Co
więcej, „oaza spokoju na skraju miasta” jaką rzekomo oferuje nam deweloper
zamienia się w hałaśliwe osiedle, bo przecież nie tylko ty kupujesz tam
mieszkanie ale i 100 innych osób. Na rynku wtórnym jest inaczej. Kiedy oglądasz
mieszkania widzisz w jakich są lokalizacjach, nie zamieszka tam nagle wielkie
grono nowych mieszkańców, jeśli jest spokój to raczej tak już będzie…
To mniej więcej na tyle. Nie wiem czy w przyszłości ponownie
zdecydowałabym się na kupno nowego mieszkania, bo mimo, że plusów wyszło mi
więcej, minusy robią swoje. Jak mówią, wszystko ma swoje wady i zalety – każdy
sam decyduje co mu odpowiada w danym momencie życia. Mam nadzieję, że tym
postem jakoś pomogłam wszystkim wahającym się – może do tej pory nie zwrócili
uwagi na pewne aspekty kupna mieszkania na rynku pierwotnym. A trochę ich jest!
Temat jest na tyle szeroki, że planuję jeszcze posta o tym, na co zwrócić uwagę
kupując mieszkanie od dewelopera. Popełniliśmy tutaj parę błędów i sądzę, że
warto się nimi podzielić…