23 sierpnia 2016

Miękki i ciepły... marmur...?

A tak właśnie! Marmur jakiś czas temu stał się hitem wnętrzarskim i pojawia się w coraz to ciekawszych odsłonach. Dziś podrzucam Wam kilka niesztampowych rozwiązań, w których zagościł ten szlachetny, delikatny wzór. Najpierw spójrzcie na garść inspiracji i... pokochajcie marmur!

Źródło: www.hkliving.nl

 Źródło: http://e-hkliving.pl/

 Źródło: www.vtwonen.nl

Źródło: www.leroymerlin.pl

Marmur to dziś nie tylko kamień. Pojawia się we wnętrzach, modzie i na urządzeniach elektronicznych! Sami zobaczcie moje małe zestawienie i wybierzcie coś dla siebie ;)


I o ile do niedawna marmur kojarzył mi się głównie z... nagrobkami (no niestety) o tyle dziś rozważam, które elementy w naszym nowym M powinny być właśnie "marmurowe". Co myślicie o zegarze i desce do krojenia na dobry początek? No może jeszcze poduszka i miałabym idealne marmurkowe trio! :) Szkoda tylko, że zegar znacząco przekracza moje wyobrażenia o tym ile można na niego wydać... Najwyżej wymienię go na kubek ;D

 Źródło: zegar deska poduszka

Warto dodać, że z marmurem nie należy przesadzać. Jeśli zdecydowaliście się na marmurową tapetę w salonie, nie stawiajcie obok marmurowego stolika, a na ścianie nie wieszajcie marmurowego zegara i grafiki z marmurowym wzorem (choć wierzę, że osobno wszystko może być piękne). Marmur jednak nie lubi pokazywać się z wielką rodziną ;) Parę elementów tu i tam nie zaszkodzi (trochę jak z czerwienią), a nawet wyeksponuje ten piękny wzór, ale "total marble look" absolutnie nie wchodzi w grę...
Ściskam,
Bebe 

PS. Nasza Łusia już po chrzcinach. Dostała m.in. Szumisia z mojej listy życzeń! Fantastyczna sprawa, polecam wszystkim zaspanym młodym rodzicom!

16 sierpnia 2016

Zabawka z duszą

Niektóre zabawki mają duszę. Mają to coś, co sprawia, że dziecko właśnie nimi potrafi bawić się bez końca, a najpiękniejsze i najdroższe lalki czy klocki rzucić w kąt po 10 minutach. Nie wiem jak to jest, ale chyba każdy miał maskotkę, która w oczach rodziców wyglądała po pewnym czasie jak śmieć (i którą najchętniej by tak potraktowali), ale dla nas była najlepszym przyjacielem. Moja ukochana szmaciana lalka (pośliniona i popruta) również wylądowała niegdyś na śmietniku, choć ja sądziłam, że jest w szpitalu...

Jakie zabawki są dla was najcenniejsze? Te kupione za pierwsze otrzymane od babci drobne (o gdzież są te czasy kiedy uzbierałam 80 zł i zdawało mi się, że jestem milionerką?), te otrzymane od nieżyjącego już dziadka, a może te najstarsze, które pamiętacie "od zawsze" i były z wami w szpitalu przy wycinaniu migdałków? I co zrobić, kiedy zabawka jest już stara, zniszczona i nie pasuje do waszej wizji przestrzeni, ale nadal ją kochacie?

Schować do szafy. No można. Tylko trochę szkoda miejsca i trochę pojawiają się wyrzuty sumienia, że jak to ukochana zabawka do szafy..?



Ja nie mam już mojej lalki, ale mam misia. Przyznam od razu, że to nie mój miś, a mojego taty. Ma więc jakieś pół wieku i faktycznie ten wiek u niego widać (no cóż, sporo przeszedł..). Jest jednak najcenniejszym misiem jakiego miałam i zawsze znajdę dla niego miejsce w moim domu. Teraz, dzięki Łucji, jego obecność w naszych wnętrzach jest uzasadniona :) Aktualnie stacjonuje na parapecie, a w nowym mieszkaniu dostanie nowe, honorowe miejsce. 


Ciekawa jestem czy Łusia będzie miała taką zabawkę... Może to będzie coś z listy przygotowanej przez jej mamę, a może wybierze uroczą, ręcznie robioną króliczkę, którą dostała wczoraj? 


To tyle jeśli chodzi o zabawki na dziś, wracam do Łusi!

Ściskam,
Bebe 

PS. Zżera mnie ciekawość jakie zabawki dla was są najcenniejsze i czy jeszcze je macie! Wyślijcie mi zdjęcie albo wrzućcie linka do postów, jeśli kiedyś o tym pisaliście!

12 sierpnia 2016

"Stylowa" kuchnia, czyli który styl dla ciebie?

Mam (hohoho, nie rozpędzajmy się - będę miała!) bazową kuchnię. Co to znaczy? Moja kuchnia będzie totalnie zwyczajna - białe, lakierowane fronty (gdzie ich teraz nie ma?), drewniany blat i płytki metro. Czyż nie brzmi typowo? No wiem, że tak. Chciałam płytki heksagonalne, ale mąż stanowczo zaprotestował (kto to będzie układał?! co to za cena?!). Spasowałam i wzięłam cegiełki (fachowcy mówili "czekoladki", słodko prawda?), bo obojgu nam się podobały.


Taka kuchnia ma zdecydowaną zaletę. Mogę dopasować dodatki w wielu różnych stylach i zmieniać je kiedy tylko przyjdzie mi ochota :) Na początek przygotowałam dwie stylizacje: "Miętę z drewnem" oraz "Black&White z nutą turkusu". Która bardziej przypadła wam do gustu?

Mięta z drewnem



Black&White z nutą turkusu



1/2/3/4/5/6/7/8/9/10

Ja wciąż się waham... i pewnie dlatego wkrótce stworzę nowe zestawienia ;)

Ściskam,
Bebe

03 sierpnia 2016

Niemowlęca (wnętrzarska...) lista prezentowa

Dwie najbliższe ciotki mojej Kruszyny zapytały mnie co bym chciała dla niej na prezent. Trochę może dziwne pytanie, nigdy dotąd nie decydowałam o tym co ktoś miałby dostać... Ponieważ jednak Łucja nie potrafi się jeszcze wypowiedzieć, chętnie wypowiem się za nią :) Szczególnie, że jeszcze nie zagospodarowałam jej kącika w naszej nowej sypialni, bo cały czas na tą sypialnię czekam. Nie lubię wybierać dodatków bez bazy.

Przeglądając internet natrafiłam na milion pięknych rzeczy, które idealnie wpasują się w moją wizję naszego wspólnego pokoju. Może lepiej, że ciotki zapytały, bo jest szansa, że Kruszyna nie dostanie krzyczących milionem kolorów plastikowych zabawek, które ciężko byłoby mi znieść w sypialni. Ja wolę zabawki handmade, z drewna, w naturalnych, pastelowych kolorach (liczę, że Kruszyna też woli...). Nie chcę nikomu narzucać co ma kupować dla mojej córeczki, w żadnym razie! To byłoby zresztą nie fair, bo nie mam pojęcia ile ktoś chce na prezent wydać. Ale może kogoś moja lista zainspiruje i wybierze coś podobnego..?

Pierwsza sprawa: kolory. Wiem, że stereotyp mówi, że skoro dziewczynka to musi mieć wszystko różowe. A fuj! Dlaczego? Ja sama jako mała dziewczynka nie znosiłam różowego koloru, obecnie go zaledwie toleruję. Ponadto Łucja ma już sporo różowych rzeczy (nawet tatuś kupił jej ostatnio różowy kocyk, choć prosiłam, żeby kupił biały...). W każdym razie jeśli ja mam wybierać kolory niech będą to biele, szarości, błękity, mięta i odrobina (naprawdę odrobina!) różu.

A oto lista:



1) Pamiątki: personalizowane body i metryczka to zawsze świetna opcja na pamiątkowy prezent dla maluszka :) 
- body niemowlęce personalizowane - Crazyshop, 39 zł
- metryczka po lewej - Desi Home, format A4, 34 zł
- metryczka po prawej -  Crazyshop, 59 zł (plakat+ramka)
2) W dywaniku od Bloomingville zakochałam się już dawno i choć zaczęłam dziergać dla Łucji dywanik ze sznurka bawełnianego to chyba i tak przegra ze śpiącym misiem...
- dywanik ze śpiącym misiem, Bloomingville - Smukke, 199 zł

  
3) Karuzela ma być jedną z pierwszych zabawek Kruszynki dlatego chciałam, żeby była ładna. Większość dostępnych na rynku karuzel jest bardzo kolorowa i bardzo plastikowa... Urzekła mnie dopiero karuzela od Muzpony. 
- karuzela z pozytywką -Muzpony, 189 zł
 

4) W zasadzie cała oferta Turkusowej Pracowni mnie zachwyca, ale na pierwszy rzut idzie grucha. A jak Łusia zacznie chodzić, pewnie wrócę do tego sklepu po cudowny wózek dla lalek... 
- drewniana gruszka - Turkusowa Pracownia, 29,99 zł

 
 5) Idealna lampka-gwiazdka! I to na baterie, nie muszę więc martwić się o kabel! Nawet byłabym skłonna zakupić ją w wersji różowej... A motyw gwiazdki będzie się u mojej córki powtarzał...
- lampka LED gwiazdka - Melimelu, 45 zł


6) Naklejki YOKO DESIGN odkryłam jakiś czas temu i nie ma opcji żeby nie znalazły się w naszym mieszkaniu - kącik dziecięcy nadaje się dla nich najlepiej! Choć pewnie nie będzie ich na całej ścianie, nie chcę przedobrzyć...
- naklejki romby - Yokodesign, 15 zł/ 45 szt.



7) Tkaniny od Dots My Love występują w pięknych, delikatnych zestawieniach. Ja wybrałam (ponownie) motyw gwiazdkowy :)
- poduszka - Dots My Love, 55 zł
- pościel - Dots My Love, 108 zł







 8) Liczba obrazków, które mogłabym wybrać z oferty Desi Home zdecydowanie przerasta możliwości ścian w naszej sypialni. Tutaj zamieściłam tylko kilka, a i z części tych będę musiała zrezygnować... Jak żyć?
- obrazki -  Desi Home, format A4, 26 zł

 


9) Na pluszaki handmade choruję od dawna, są absolutnie piękne i mają w sobie jakby duszę... Kupiłabym wszystkie!
- sarenka Zuzanna - Pakamera, 78 zł
- królik Janinka - Pakamera, 78 zł
- miś Balbin Nieśmiały - Pakamera, 50 zł




10) Szumiący miś to chyba zabawka bardziej dla rodzica niż dziecka... Chociaż Kruszyna nie skończyła jeszcze trzech tygodni, potrafi już nieźle dać w kość rodzicom, szczególnie nocą. Oj kupiłabym. 
- Whisbear Szumiący Miś - Fabryka Wafelków, 129 zł

 11) A te prześliczne walizeczki od Bloomingville byłyby na wszystkie Łusiowe zabawki, które ona pokocha, a które jej mama będzie chciała ukryć przed własnym, wymagającym ładu i estetyki wzrokiem ;)
- walizeczki Bloomingville - Melimelu, 129 zł

Pewnie mogłabym dodać jeszcze z 1000 rzeczy do tej listy, ale myślę, że na początek wystarczy i że ciotki mają z czego wybierać! A wy, co chcielibyście widzieć w pokojach waszych najmłodszych pociech?

01 sierpnia 2016

Rynek pierwotny v rynek wtórny czyli... jakie mieszkanie warto kupić?



Dziś parę słów o jednej z tych ważniejszych życiowych decyzji – zakupie pierwszego mieszkania. Ja jestem właśnie świeżo po (więcej w temacie tutaj), więc już mniej więcej wiem z czym to się je. Nasze mieszkanie pochodzi z rynku pierwotnego i to właśnie o zaletach i mankamentach głównie tej opcji chciałabym wam opowiedzieć.

 

PLUSY

 

+ wiesz od kogo kupujesz.

Możesz sprawdzić swojego dewelopera i podwykonawców, podejrzeć inne jego inwestycje, poczytać sprawozdania finansowe (uwierzcie mi, że mój mąż to robił, choć to może jego zboczenie zawodowe…), pogadać z ludźmi, którzy już kupili od niego mieszkanie itp. Generalnie możesz go przejrzeć na wylot, jeśli się postarasz. A deweloper, ponieważ bardzo chce sprzedać ci mieszkanie, udostępni co tylko będzie mógł.
Na rynku wtórnym nie masz tej możliwości. Nie wiesz czy właściciel o mieszkanie dbał czy tylko na szybko odmalował przed sprzedażą, żeby nie było czuć dymu papierosów czy trupa, który przeleżał w mieszkaniu tydzień (może trochę to makabryczne, ale naprawdę się zdarza…). Oczywiście możesz wypytać sąsiadów, ale kto ci powie..?

 

+ wiesz co kupujesz.

Jeśli kupujesz mieszkanie w trakcie budowy, śledzisz każdy etap inwestycji. A kiedy jest to twoje pierwsze mieszkanie, przyjeżdżasz raz na tydzień obejrzeć postępy prac, popatrzeć i pomarzyć jak to będzie pięknie kiedy już odbierzesz klucze… Masz świadomość w jakich technologiach robione są wszelkie instalacje i wiesz gdzie i od czego idą kable (a to ważne przy każdym wierceniu w ścianach w przyszłości…).
W mieszkaniu z rynku wtórnego w zasadzie musisz zaufać poprzedniemu właścicielowi i ewentualnie papierom, które ci przekaże. Nie masz pewności co do niczego, chyba że zgłosisz się do administracji, która odpowie na twoje zapytanie po trzech tygodniach i to tylko wówczas kiedy już będziesz właścicielem…

 

+ wszystko jest nowe.

Nie musisz martwić się, że instalacje w mieszkaniu mają już swoje lata, a od starych okien wieje i w zasadzie nadają się już do wymiany – wszystko jest zwyczajnie nowe, choć oczywiście zdarzają się i kuchy, zależy na jakiego generalnego wykonawcę inwestycji się trafi…

 

+ wykańczanie mieszkania jest łatwiejsze niż remont.

Nie trzeba skuwać płytek w łazience i zrywać starych tapet w sypialni. Nie obawiasz się co zastaniesz pod podłogą, bo dostajesz „gołe” mieszkanie, surowy beton, tabula rasa. Masz więc zwyczajnie mniej pracy, nie robisz najpierw demakijażu tylko od razu makijaż! Druga sprawa jest taka, że w nowym bloku każdy rozumie, że od rana do wieczora hałasujesz wiertarką i młotkiem, wszyscy tak robią. Kiedy dwa lata temu pomagaliśmy w przeprowadzce do bloku z lat 60-tych mojemu wujostwu, jakaś starsza pani (potem się okazało, że mieszka tam już z 50 lat…) wyzywała nas za brud na klatce i przestrzegała, że wnosząc meble mamy nie porysować ścian (udało się nie porysować, uff…). Cóż, słaby początek z sąsiadami…

 

+ wszyscy mieszkańcy są nowi, zwykle młodzi.

No właśnie, sąsiedzi. W nowym bloku na początku wszyscy są nowi i najczęściej chętni do zawierania sąsiedzkich znajomości, rozmawiają w windzie o wykańczaniu mieszkań, mówią sobie "dzień dobry", a nawet pożyczają wiertarki. Ostatnio znaleźliśmy na tablicy ogłoszeń w naszej klatce zaproszenie na imprezę od nowego sąsiada z parteru. Zaprosił całą klatkę! Szkoda, że byłam wówczas w ostatnich dniach ciąży, bo chętnie byśmy wpadli się przywitać! Co ważne dla mnie, mieszkańcy naszego bloku to zwykle młodzi ludzie, rzadko kiedy powyżej 40. Sądzę, że ten fakt wynika z czysto ekonomicznych pobudek – młodzi ludzie na dorobku kupują nieduże mieszkania w bloku, tych starszych stać już na coś większego, często wybierają też dom za miastem. I nie ukrywajmy – Mieszkanie dla Młodych zrobiło swoje. Ja tymczasem nie muszę się martwić, że moje niemowlę zakłóci spokój i rutynę dnia codziennego jakiegoś starszego małżeństwa.

 

+ Mieszkanie dla Młodych.

Wiem, że na rynku wtórnym ten program też jest już dostępny. Do niedawna jednak to właśnie dopłata do mieszkania sprawiała, że młodzi (maksymalnie do 35 roku życia) częściej wybierali mieszkania na rynku pierwotnym. A zaoszczędzić można sporo, szczególnie jeśli ma się dzieci.

 

+ niższy czynsz.

Ogromny plus! To samo wujostwo, o którym pisałam powyżej płaci niemal 600 zł czynszu (a mają tylko kilka metrów więcej niż my), my zaś zapłacimy ok. 300 zł. Wspomnę jeszcze, że mieszkają w tej samej dzielnicy. Prawda, że jest różnica? Wynika ona z dużo wyższej składki na fundusz remontowy w starych budynkach, aniżeli w nowych. Wspólnota musi zbierać na malowanie klatek, wymianę instalacji itp. W nowym budynku z początku nie trzeba nic robić, bo jak już wspomniałam – wszystko jest nowiutkie i świeżutkie. Dlatego składki na fundusz remontowy są raczej symboliczne.

 

+ młodszy budynek = wyższa wartość rynkowa w przyszłości.

Jeśli za kilka lat zdecydujemy się sprzedać nasze mieszkanie, z pewnością jego cena rynkowa będzie nieco wyższa niż cena mieszkania z lat 90-tych o podobnych parametrach i w podobnej lokalizacji. Tak już zwyczajnie jest, budynki też się amortyzują.

 

+ miejsce postojowe w hali garażowej.

To jednocześnie plus i minus, o minusie poniżej. Plus dla zmotoryzowanych – zawsze mają gdzie zaparkować i nie muszą zimą wstawać wcześniej, żeby skrobać szyby! Jakiś czas temu wynajmowaliśmy z mężem mieszkanie na dużym osiedlu z lat 80-tych. Niestety w tamtych czasach nikt nie myślał, że w przyszłości niemal w każdym domu będzie kierowca z samochodem, a w wielu nawet więcej niż jeden. Osiedla pękają więc w szwach od samochodów, a zdesperowani kierowcy zaczynają rozjeżdżać tereny zielone przy blokach. Wiele razy zdarzało nam się wracać skądś i szukać miejsca postojowego dłużej aniżeli być w drodze…

Nie jest jednak tak różowo jak mogłoby się zdawać. Zakup mieszkania na rynku pierwotnym wiąże się z paroma minusami, które albo przełkniemy albo… kupimy używane mieszkanie. 


MINUSY

 

- wyższe ceny.

Nie ulega wątpliwości, że nowe mieszkania są sporo droższe od używanych. Według Emmerson Evaluation Sp. z o.o. w 2015 r. w Poznaniu mediana cen za m2 mieszkania na rynku pierwotnym wynosiła 5872 zł, a na rynku wtórnym 4954 zł. To aż 918 zł mniej za 1 m2! W Gdańsku ta różnica wyniosła ponad 1200 zł, a w Gdyni ponad 1600 zł. Tak czy inaczej cena zdecydowanie przemawia za rynkiem wtórnym. Cały raport możecie poczytać tutaj.

 

- obowiązek wykupienia miejsca postojowego.

Żeby jeszcze nie były takie drogie! Ale naprawdę, za te 25-30 tysięcy, które trzeba dodatkowo wyłożyć na (skądinąd przydatne) miejsce postojowe praktycznie starczyłyby na wykończenie mieszkania… A co mają powiedzieć osoby, które samochodu nie mają i nie planują mieć? Odsprzedaż miejsca jest niedozwolona, ponieważ miejsce jest powiązane z mieszkaniem… Gdyby to był garaż, to co innego – można go potraktować jako skrytkę na narzędzia, rowery i konfitury od babci, ale tak?! Ostatecznie więc miejsce postojowe cieszy i smuci jednocześnie. W moim przypadku cóż… cieszę się, że jest i staram się nie myśleć o tym ile nas kosztowało…

 

- długi czas oczekiwania na zakończenie budowy.

O tak, z tym można oszaleć! Zwłaszcza jeśli mieszkanie kupowało się jak tylko ruszyła sprzedaż, a fundamentów jeszcze nie było (swoją drogą warto jak najszybciej kupić mieszkanie, bo później nie załapiesz się na te najfajniejsze, z najlepszym widokiem, a o komórce lokatorskiej często możesz już zapomnieć). Jeździsz tam więc i wzdychasz, marzysz i planujesz. W międzyczasie zaś dziwnym trafem połowa twoich znajomych kupuje mieszkanie na rynku wtórnym, robi mały remont w miesiąc i już mieszka! Chodzisz do nich na parapetówki, zazdrościsz i dalej czekasz…

 

- wykończyć musisz wszystko, remontować można stopniowo.

Niby fajnie, bo nie odkładasz remontu łazienki „na święty nigdy”, musisz od A do Z wykończyć wszystko, na koniec zostawiając ewentualnie kupno nowych mebli. Ale mili Państwo, tu ponownie pojawia się kwestia ekonomiczna – to kosztuje. No i nie możesz wprowadzić się od zaraz, a wiele osób które wynajmują mieszkania nie stać jednocześnie na wynajem i spłatę kredytu za mieszkanie, w którym jeszcze nie może zamieszkać… Tymczasem w mieszkaniu z rynku wtórnego można stopniowo remontować kolejne pomieszczenia w miarę posiadanego czasu i możliwości finansowych. Moim zdaniem to zdecydowanie lepiej niż kupować i robić wszystko jednocześnie (nawet jeśli trzeba skuwać te stare płytki i zrywać tapety...).

 

- Mieszkanie dla Młodych jako uwiązanie się do miejsca na 5 lat.

No więc właśnie. Ok, super, że jest to dofinansowanie, ale nie wiem gdzie będę za 5 lat. Może mój mąż dostanie pracę na drugim końcu Polski, albo będziemy mieli trójkę dzieci i będzie nam za ciasno? Tymczasem w ramach programu nie mogę mieszkania sprzedać, wynająć ani nawet użyczyć przez całe 5 lat. Ba, nie mogę nawet kupić drugiego mieszkania! No ale cóż, coś za coś...

 

- braki w infrastrukturze społecznej i usługowej.

A tak. Bo nowe bloki powstają często w lokalizacjach, które nie są przystosowane na pojawienie się nagle 500 nowych mieszkańców. Brakuje więc sklepów, placów zabaw, przedszkoli, szkół, przychodni… A jeśli są, to robi się w nich za ciasno. Potrzeba czasu, żeby pojawiły się kolejne punkty. Co więcej, „oaza spokoju na skraju miasta” jaką rzekomo oferuje nam deweloper zamienia się w hałaśliwe osiedle, bo przecież nie tylko ty kupujesz tam mieszkanie ale i 100 innych osób. Na rynku wtórnym jest inaczej. Kiedy oglądasz mieszkania widzisz w jakich są lokalizacjach, nie zamieszka tam nagle wielkie grono nowych mieszkańców, jeśli jest spokój to raczej tak już będzie…

To mniej więcej na tyle. Nie wiem czy w przyszłości ponownie zdecydowałabym się na kupno nowego mieszkania, bo mimo, że plusów wyszło mi więcej, minusy robią swoje. Jak mówią, wszystko ma swoje wady i zalety – każdy sam decyduje co mu odpowiada w danym momencie życia. Mam nadzieję, że tym postem jakoś pomogłam wszystkim wahającym się – może do tej pory nie zwrócili uwagi na pewne aspekty kupna mieszkania na rynku pierwotnym. A trochę ich jest! Temat jest na tyle szeroki, że planuję jeszcze posta o tym, na co zwrócić uwagę kupując mieszkanie od dewelopera. Popełniliśmy tutaj parę błędów i sądzę, że warto się nimi podzielić…

instagram