08 lipca 2016

„Zamknij oczy i pomyśl o czymś miłym, będzie Ci łatwiej zasnąć.”


Kto przynajmniej raz w życiu nie słyszał tych słów, kiedy był mały? Ja bardzo często, bo byłam dzieckiem, które zdecydowanie nie lubiło zasypiać (przecież za tapczanem czaił się potwór czyhający tylko aż zasnę, żeby zaatakować!). I co przychodziło mi do głowy kiedy miałam myśleć o czymś miłym? Piękne domki z ogródkiem, ślicznie umeblowane pokoiki, jadalnie z wielkim stołem dla całej rodziny, domy, w których ja i moje siostry mamy wielkie pokoje zabaw… Może trochę nietypowe przemyślenia jak na małą dziewczynkę, ale nic nie poradzę – takie właśnie były dla mnie najprzyjemniejsze. Podobne nachodziły mnie podczas wszelkich szczepień albo u dentysty… Nazwałabym to „niwelowaniem nieprzyjemnych chwil”.

W ogóle rodzice nie mieli ze mną lekko i chwała im, że jakoś to przetrwali. Pod wieloma względami odstawałam od rodzeństwa, ale we wszystkie szczegóły dzieciństwa nie będę się zagłębiać… ;) Jednym z moich nietypowych zwyczajów było rysowanie kredą po posadzce nowego domu (a wówczas raczej jego fundamentów) planów pokoi dla każdego z nas. Jako czteroletnie dziecko, niezaznajomione jeszcze z pojęciem skali, planowałam np. mikro łóżka zajmujące może 2% powierzchni pokoju i gigantyczne stoły wielkości całej kuchni… Kiedy dostałam wreszcie własny pokój, nie było miesiąca żebym czegoś w nim nie przestawiła. Rodzina po pewnym czasie przestała się dziwić, padało tylko zwyczajowe „o, znowu tu przemeblowałaś…”

Dziś jestem już całkiem dużą dziewczynką, zainteresowanie wnętrzarstwem mogło minąć, ale nie minęło. Nadal nie potrafię zasnąć w 10 sekund. Kiedy więc wczesną nocą słyszę obok siebie miarowy oddech śpiącego męża (w przeciwieństwie do mnie – zero problemów z zasypianiem!) nadal wyobrażam sobie piękne wnętrza, w których bardzo chciałabym się znaleźć, choć na chwilę. Albo myślę co zmienić w miejscu, w którym przyszło mi akurat mieszkać. Jestem żywym dowodem na to, że piękno, które nas otacza (nawet to, o którym tylko rozmyślamy!) ma działanie terapeutyczne i działa na duszę kojąco! 

Zapewne niektórzy, którzy to przeczytali, a nie połknęli dotychczas wnętrzarskiego bakcyla stwierdzą, że coś jest ze mną nie tak… Wiem, że dla wielu osób to jak mieszkają nie ma najmniejszego znaczenia. Przez lata potrafią nic nie zmieniać w mieszkaniu, nawet jeśli wciąż biją tam po oczach zniszczone meblościanki żywcem wyjęte z epoki Gierka. Przykro mi, ale całkowicie ich postawy nie pojmuję!

Dla mnie wnętrza i miejsca w jakich bywamy są niezwykle ważne. A skoro są ważne, warto o nich pisać, pokazywać, inspirować i co chyba najistotniejsze… zmieniać! Bo ludzie też się zmieniają, dorastają, dojrzewają, zmieniają gusta i smaki. Niech  więc miejsca, w których żyją zmieniają się razem z nimi!

Po wielu latach karmienia się wnętrzarską pasją postanowiłam zacząć o niej pisać. Wiem, powiecie – jest mnóstwo blogów wnętrzarskich. I ja je oczywiście uwielbiam, i czytam, i się inspiruję! Jednak zwyczajnie muszę powyrzucać z siebie to co mam w głowie choćby dla własnego zdrowia psychicznego ;) I poczucia, że moja pasja nie jest tylko bujaniem w obłokach…

Gratuluję tym, którzy dotrwali do końca! Ze swojej strony obiecuję, że kolejne posty będą znacznie mniej obszerne w słowo ;)

PS. Na koniec mała zapowiedź kolejnego posta!

4 komentarze:

  1. Będą wzloty i upadki, ale niech cię pochłonie blogowe życie. Poznasz dużo fajnych ludzi. Powodzenia i wytrwałości!

    OdpowiedzUsuń

instagram