Kto przynajmniej raz w życiu nie
słyszał tych słów, kiedy był mały? Ja bardzo często, bo byłam
dzieckiem, które zdecydowanie nie lubiło zasypiać (przecież za tapczanem czaił
się potwór czyhający tylko aż zasnę, żeby zaatakować!). I co przychodziło mi do
głowy kiedy miałam myśleć o czymś miłym? Piękne domki z ogródkiem, ślicznie
umeblowane pokoiki, jadalnie z wielkim stołem dla całej rodziny, domy, w
których ja i moje siostry mamy wielkie pokoje zabaw… Może trochę nietypowe
przemyślenia jak na małą dziewczynkę, ale nic nie poradzę – takie właśnie były
dla mnie najprzyjemniejsze. Podobne nachodziły mnie podczas wszelkich szczepień
albo u dentysty… Nazwałabym to „niwelowaniem nieprzyjemnych chwil”.
W ogóle rodzice nie mieli ze mną
lekko i chwała im, że jakoś to przetrwali. Pod wieloma względami odstawałam od
rodzeństwa, ale we wszystkie szczegóły dzieciństwa nie będę się zagłębiać… ;)
Jednym z moich nietypowych zwyczajów było rysowanie kredą po posadzce nowego
domu (a wówczas raczej jego fundamentów) planów pokoi dla każdego z nas. Jako
czteroletnie dziecko, niezaznajomione jeszcze z pojęciem skali, planowałam np.
mikro łóżka zajmujące może 2% powierzchni pokoju i gigantyczne stoły wielkości
całej kuchni… Kiedy dostałam wreszcie własny pokój, nie było miesiąca żebym czegoś w nim nie przestawiła. Rodzina po
pewnym czasie przestała się dziwić, padało tylko zwyczajowe „o, znowu tu
przemeblowałaś…”
Dziś jestem już całkiem dużą
dziewczynką, zainteresowanie wnętrzarstwem mogło minąć, ale nie minęło. Nadal
nie potrafię zasnąć w 10 sekund. Kiedy więc wczesną nocą słyszę obok siebie
miarowy oddech śpiącego męża (w przeciwieństwie do mnie – zero problemów z
zasypianiem!) nadal wyobrażam sobie piękne wnętrza, w których bardzo chciałabym
się znaleźć, choć na chwilę. Albo myślę co zmienić w miejscu, w którym przyszło
mi akurat mieszkać. Jestem żywym dowodem na to, że piękno, które nas otacza
(nawet to, o którym tylko rozmyślamy!) ma działanie terapeutyczne i działa na
duszę kojąco!
Zapewne niektórzy, którzy to
przeczytali, a nie połknęli dotychczas wnętrzarskiego bakcyla stwierdzą, że coś
jest ze mną nie tak… Wiem, że dla wielu osób to jak mieszkają nie ma
najmniejszego znaczenia. Przez lata potrafią nic nie zmieniać w mieszkaniu,
nawet jeśli wciąż biją tam po oczach zniszczone meblościanki żywcem wyjęte z epoki
Gierka. Przykro mi, ale całkowicie ich postawy nie pojmuję!
Dla mnie wnętrza i miejsca w
jakich bywamy są niezwykle ważne. A skoro są ważne, warto o nich pisać,
pokazywać, inspirować i co chyba najistotniejsze… zmieniać! Bo ludzie też się
zmieniają, dorastają, dojrzewają, zmieniają gusta i smaki. Niech więc miejsca, w których żyją zmieniają się
razem z nimi!
Po wielu latach
karmienia się wnętrzarską pasją postanowiłam zacząć o niej pisać. Wiem,
powiecie – jest mnóstwo blogów wnętrzarskich. I ja je oczywiście uwielbiam, i
czytam, i się inspiruję! Jednak zwyczajnie muszę powyrzucać z siebie to co
mam w głowie choćby dla własnego zdrowia psychicznego ;) I poczucia, że moja
pasja nie jest tylko bujaniem w obłokach…
Powodzenia!! :)
OdpowiedzUsuńDzięki ;)
UsuńBędą wzloty i upadki, ale niech cię pochłonie blogowe życie. Poznasz dużo fajnych ludzi. Powodzenia i wytrwałości!
OdpowiedzUsuńDzięki, taką mam właśnie nadzieję! :)
Usuń